Kolejny LARP rozgrywany w nieodżałowanej Starej Piekarni i po raz kolejny bardzo miłe wspomnienia. Przyznam szczerze, że to jeden z najlepszych LARP-ów w jakie grałem – prosta intryga polityczna, jasno wyznaczone cele, praktycznie żadnej mechaniki. I to wszystko jeszcze w rzadko eksploatowanych realiach Gasnących Słońc. Ale kto zostanie cesarzem?
Data: 16 grudnia 2007
Miejsce: klub Stara Piekarnia
Mijają dni, mijają święta – wreszcie trochę wolnego czasu na uporządkowanie rożnych rzeczy (i nie tylko tego co sie wala na biurku). Czas więc na zaległą już relacje z ostatniego LARP-a spod szyldu Larpowni. Mowa tu rzecz jasna o Gambicie Władymira – grze w realiach Gasnących Słońc z czasów po śmierci cesarza Władymira I. Słowem moje kochane GS-y w wydaniu historycznym.
Scenariusz LARP-a byłs dosyć prosty – po nagłej tajemniczej śmierci cesarza Władymira I 10 rodów oraz przedstawiciele Kościoła i Ligi Kupieckiej zbierają się, żeby wybrać nowego cesarza (lub postanowić co właściwie robić dalej). Cesarz, jeszcze przed śmiercią. rozdał berła elektorskie, które miały w przyszłości posłużyć do wyboru nowego władcy. Po 3 berła dostał każdy z rodów szlacheckich, a po 5 bereł Kościół i Liga. Władymir nie spodziewał się, że berła zostaną użyte tak szybko.
Zarówno zapowiedź na starym forum Larpowni, jak i powyższe streszczenie fabuły wyraźnie określało rodzaj gry – negocjacje. Słowem trzeba było sie spodziewać wielkiego intryganctwa w świecie wielkiej polityki. Początkowo miałem grać rolę przedstawiciela rodu Hazat i nawet z myślą o tej roli przyniosłem na LARP-a pistolet-rekwizyt z symbolem Hazatów. Jednak MG (Inkwizytor) wręczył mi zupełnie inną rolę, która miała przypaść jednemu z nieobecnych. Miałem grać Symeona Alecto – syna cesarza Władymira! Tą nagłą zmianę przyjąłem spokojnie wiedząc, że postać cesarskiego syna będzie mocno uwikłana w pajęczynę intryg, więc będę miał wiele zabawy. Choć obawiałem się czy podołam takiemu zadaniu.
Symeon Alecto był rodzajem niepokornego syna. Jego ojciec stworzył podwaliny pod wielkie cesarstwo, które swym zasięgiem miało objąć wszystkie Znane Światy, ale ta idea nie przeszła z ojca na syna. Symeon myślał tylko o doraźnych korzyściach swojego rodu. Symeon chciał zostać wybrany nowym cesarzem i wraz z koroną zebrać jak największą władzę dla swojego rodu. Powyższymi słowami możnaby opisać charakter mojego bohatera. Największym problemem był brak jakichkolwiek środków za pomocą których mógłbym osiągnąć swój cel. Na karicie z rolą opisane były jedynie potrzeby, a zasobów – żadnych. Wyniszczająca wojna domowa pogrążyła wiele światów w biedzie i stagnacji gospodarczej, tym samym pozbawiając zaplecza do wykorzystania w trakcie negocjacji. Do tego cała elekcja odbywała się na neutralnym gruncie – każdy ród, a także Liga i Kościół mieli po jednym niszczycielu i po jednym legionie stacjonującym na orbicie. Słowem nie można było użyć argumentu siły, a jedynie siły argumentu.
Początkowo zwróciełem się do dwóch pewnych osób, które jak myślałem, będą stać po mojej stronie. Byli do przedstawiciele rodu Geasar i Li Halan (w tych rolach odpowiednio Mnichu i Szczeniak). Oboje deklarowali poparcie i postanowiliśmy wspólnymi siłami zyskać poparcie dla kandydatury mojej osoby (to znaczy Symeona Alecto). Dość zaskakująca była dla mnie rozmowa z arcyksiężna rodu Windsor. Myślałem, że będzie głównym kontrkandydatem do cesarskiej korony, gdy okazało że jest gotowa mnie poprzeć. Robiło się naprawdę ciekawie.
Żeby wygrać głosowanie trzeba było zebrać 21 głosów. Do tego MG ustanowił limit czasu na negocjacje (do godziny 20:00, czyli 3 godziny na grę). Trudno było przekonać wielu przedstawicieli elektorskich z prostej przyczyny – nie miałem wyraźnych atutów, a mgliste obietnice nikogo nie obchodziły. Sprawa zmieniła sie nieco, gdy zacząłem rozmawiać z arcyksiężną Windsor na temat przyszłej małżonki cesarza. W ten sposób udało mi się ją pozyskać dla swojego stronnictwa (ją i jej 2 miliony feniksów!). Trochę obawiałem się zdradzieckich z natury Decadosów. Ich przedstawiciel (w tej roli Samalai) nie wydawał się godny zaufania i z zasady powinien stać w opozycji do mojego rodu. Jednak zaczęliśmy powolne negocjacje. Decados żądał jednego 3 milionów feniksów od zaraz w zamian za swoje głosy. Potem okazało się, że dysponuje nie tylko swoimi głosami ale także berłami nieobecnego na spotkaniu rodu van Gelder. Do tego dochodziła sprzyjająca nam obu pani Windsor co dawało kolejne 3 głosy. Razem z moimi berłami dawało to 12 głosów! Decadosa przekonałem obietnicą wręczania 2 milionów (które była mi skłonna użyczyć przyszła małżonka), oraz urzędem szefa wywiadu (które wspaniałomyślnie nazwałem Cesarskim Okiem :P ). Na tą propozycje oczy Decadosa rozbłysły i zgodził się bez dalszych negocjacji. Teraz trzeba było zdobyć jeszcze 9 głosów.
Choć początkowo wierni wydawali się Li Halan i Gesar, ich intrygi bez konsultacji ze mną wydawały mi się podejrzane. No i nie myliłem się. Nastąpiła swoista zamiana przymierzy. Li Halan, Gesar sprzymierzyli się z Kościołem myśląc o innym niż ja kandydacie. Ja natomiast zwróciłem się do swoich zwyczajowych wrogów – Decadosa i pani Windsor. Potrzebny nam był jeszcze wciąż niezdecydowany przedstawiciel Ligi (w tej roli Lupus). To jego głosy miały przeważyć, szczególnie, że prócz swoich 5 dysponował jeszcze kupionymi na aukcji dwoma głosami nieobecnego domu Hazat. Poparcie Ligi zdobyliśmy oddając planetę Decadosów (Pandemonium) oraz handlując ręką pani Windsor.
Burzliwe negocjacje trwały w ciągu całych 3 godzin LARPa. Najbardziej emocjonujące było ostatnie 15 minut, kiedy wszyscy chcieli zyskać jak najwięcej przed głosowaniem. Sama scena wykładania kolejnych bereł była również pełna napięcia, gdyż decydujące głosy Ligii miały być ogłoszone na samym końcu. Mimo wszystkich plugawych intryg wymierzonych w osobę Symeona Alecto wygrała sprawiedliwość. Syn poprzedniego cesarza został wybrany na jego spadkobiercę! Słowem zostałem cesarzem!
LARP był naprawdę świetny. Moja wysoka ocena jest częściowo spowodowana tym, że moje stronnictwo zwyciężyło, ale obiektywnie rzecz biorąc nie mam nic do zarzucenia MG. Udało się stworzyć zgrabną, kameralną grę negocjacyjną z dozą emocji w finale. Do tego nie dochodziło do żadnych zgrzytów mechanicznych, czy nielogicznych rozwiązań – LARP naprawdę bliski ideałowi. Szkoda tylko, że część osób nie przyszła – wtedy koleje elekcji mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.
Jeszcze raz to podkręślę – wielkie brawa dla Inkwizytora, za zgrabne przygotowanie i poprowadzenie LARPa. Z dumą możemy przybić pieczątkę KGL-u obok tego scenariusza!
PS: Sceny, które utkwiły mi w pamięci – rozmowa twarzą w twarz z Gesarem, który pokazuje testament z którego wynika, że to nie ja mam zostać cesarzem. Przez kilka minut dyskusja w stylu:
– Mam większe poparcie! Nie możemy doprowadzić do podziału cesarstwa. Przyłacz się do mnie!
– Nie! Mylisz sie, to ja mam wiekszę poparcie. To Ty zrezygnuj ze swoich dążeń. Wtedy zbudujemy jedno cesarstwo z jednym cesarzem!
i tak w kółko przez kilka minut…
I jeszcze krótka rozmowa z MG w czasie rozgrywki:
– Ale kto zostanie cesarzem?
– Alecto zostanie cesarzem!