Zapiski z bałaganu #9: Saligia

W przedziwny sposób pominąłem w „Zapiskach” aż dwa LARP-y, przeskakując ostatnio do czerwca i gry w klimatach Underworld. Wśród pominiętych znalazł się jeden z najciekawszych LARP-ów dawnej Krakowskiej Grupy Larpowej, bowiem jego akcja rozgrywała się w samym piekle. Wśród bohaterów znajdziemy takie potępione dusze, jak Dona Corleone, Matę Hari, czy Dalilę. Trudno o bardziej ciekawą scenerię do knucia podłych intryg i wykorzystywania nieczystych zagrań.

Data: 4 kwietnia 2008
Miejsce: klub Stara Piekarnia

Uwaga! Pragniemy przypomnieć, że poniższy tekst po raz pierwszy został opublikowany już kilka lat temu; może w związku z tym zawierać pewne nieaktualne informacje.

Ostatnio kolejne wpisy w tym bałaganie zdominowały relacje z LARP-ów organizowanych przez KGL. To z jednej strony dobrze, bo świadczy tylko o tym, że nasza skromna organizacja prężnie się rozwija. Z drugiej zwraca to uwagę na fakt, że moje przemyślenia związane z fantastyką rzadko krystalizują się na piśmie, jeśli nie są odpowiednio potraktowane jakimś bodźcem (w tym wypadku – chęcią uwiecznienia ulotnej formy, jaką stanowi LARP). Dziś jednak nie o tym będę pisał, tylko tak jak w tytule, postaram się krótko zreferować, co też takiego działo się na pierwszym LARP-ie piekielnym KGL-u.

Zacznijmy od tego, że to jeden z tych niewielu LARP-ów, na których nie byłem jedynie „szarą eminencją” – tym razem przyjąłem rolę pełnoprawnego gracza, ponieważ MG okazał się samowystarczalny i nie było potrzeby niesienia mu mniej lub bardziej wprawnej pomocy. Zresztą taka pomoc i tak okazałaby się zbędna, skoro autorem scenariusza był Fenran, który zęby zjadł na LARP-ach. Dobrze pamiętam, jak graliśmy u niego na konwentach, zanim jeszcze ktokolwiek w ogóle rozmyślał o powołaniu KGL-u. Słowem, silnego zawodnika mieliśmy w drużynie!

Dwa słowa o założeniach. Fabuła dosyć oryginalna – całość miała miejsce w piekle, gdzie raz na sto lat odbywał się rodzaj konkursu, po którym wyłonieni szczęśliwcy mogli opuścić piekielne komnaty. Do uczestnictwa w tej imprezie zaproszono całą plejadę piekielnych gwiazd, takich jak Vito Corleone, Matę Hari, Ławrientija Berię, Bonnie Parker, czy Dalilę. Oczywiście nie mogło zabraknąć książąt piekielnych, Asmodeusza i Abbadona, a także odwiecznego Władcy – Lucyfera (i w tej roli moja skromna osoba). Do tego pojawił się  u nas w trakcie „imprezy” jeszcze sam Archanioł Gabriel – no i nie trudno sobie wyobrazić, że przy takiej śmietance towarzyskiej musiało wiele się dziać.

I rzeczywiście – najpierw raczej spokojnie zaczęło się od powitania wszystkich zebranych. Ten zaszczyt przypadł mnie jako Panu Piekieł. Szybko zaimprowizowałem scenkę i kazałem zgromadzonym się przedstawić oraz wytłumaczyłem im cel zebrania. Do rozdania były cztery piekielne talenty – z czego dwa znajdowały się w moim posiadaniu, a po jednym mieli Abaddon i Asmodeusz (w tych rolach odpowiednio Maciek i Samalai). Każdy talent umożliwiał wyjście z piekła jednej osobie, więc cała zabawa poległa na tym, żeby skłonić nas do ofiarowania ich.

Po krótkiej rozmowie w piekielnym „triumwiracie” i po ustaleniu gier-zadań, w trakcie których grzesznicy mieli wykazać się swoimi umiejętnościami, każdy zajął się osiągnięciem własnych celów. Moje brzmiały mniej więcej następująco:

  • nie pozwól, żeby Abaddon i Asmodeusz zrzucili cię z tronu;
  • pozbądź się Gabriela;
  • zdobądź księgę praw piekielnych tak, by nikt się nie dowiedział, że zaginęła.

Wtedy jeszcze nie miałem pomysłu, jak to zrobić, więc z racji swojej wysokiej pozycji zapraszałem kolejnych grzeszników na kilka chwil rozmowy. Dzięki temu chciałem wybadać intencje poszczególnych postaci oraz dowiedzieć się, jakie są ich możliwości. Udało się to o tyle, że skłoniłem odpowiednie osoby do opowiedzenia mi o posiadanych przedmiotach (bo każdy grzesznik miał przy sobie jeden losowy przedmiot). Wśród rozpytywanych znaleźli się właściciele pieczęci Ezechiela, która potrafiła zabić demona lub anioła. Artefakt był w dwóch połowach (każda u jednej z grzesznic: Joanny d’Arc i Bonnie Parker), a ja jako jedyny miałem dwa talenty, więc sprawa wydawała się prosta – ale nie spieszyłem się. To po części przyczyniło się do mojej późniejszej zguby. Uznałem, że pieczęć mam już w kieszeni, więc pozostawało odnaleźć księgę – kilka osób chętnie mi pomagało w poszukiwaniach, w tym sama Mata Hari (w tej roli Umbra – zupełnie nowa osoba w KGl-u!). Kiedy powiedziałem jej, czego poszukuję, ona wykorzystała swoje zdolności przekonywania i szybko weszła w posiadanie księgi. Zgodziła się oddać mi ją w zamian za kilka upojnych chwil w jej zakątku piekielnej sali. Oczywiście była to próba uwiedzenia, którą rozstrzygaliśmy za pomocą testu (mechanika oparta na zwykłych kartach do gry). No cóż, Lucyfer okazał się być niewrażliwy na uroki grzesznic. Mata Hari z trudem oddała księgę, w zamian nie otrzymując nic poza wdzięcznością Księcia Piekieł. Ale ta scenka świetnie wypadła – trzeba było zobaczyć tę minę, wyrażającą jedno: „zabiję!”. Pozdrowienia dla Umbry! Zapraszamy na kolejne LARP-y.

So far so good, ale oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby nie pojawiły się problemy. Joanna i Bonnie nagle zrezygnowały z perspektywy wyjścia z Piekła. Zapragnęły uniknąć cierpień i stać się demonami służącymi Panu Ciemności. Uznałem, że to niemożliwe – a raczej wydawało mi się, iż tak mi powiedziano. W każdym razie wyznałem im całą prawdę i to był mój największy błąd. Obie grzesznice zwróciły się do pozostałych książąt Piekła, a ci wykorzystali pieczęć przeciwko mnie. I tak mnie załatwili. Po 15 minutach wróciłem z niebytu, ale już pozbawiony księgi i władzy w królestwie piekielnym. Uznałem, że było już za późno, by zareagować – nie mogłem już użyć mojej władzy nad Abaddonem i Asmodeuszem. Odegrałem tylko scenę pokonania Lucyfera, co szumnie nazwałem „Drugim Upadkiem Lucyfera”.

Co prawda Abaddon i Asmodeusz oferowali mi możliwość pozostania i święty (!) spokój w Piekle, jeżeli oddałbym swoje dwa talenty, to znaczy: nie wypuścił nikogo z Piekła. Ja zdecydowałem, że to ostatnia szansa uratowania resztek honoru (honor u diabła?) i wybrałem wygnanie na Ziemię, uwalniając przy tym dwóch grzeszników. Miałem nadzieję, że będą mi służyć w nowym życiu. Wybrałem Dona Corleone i Berię, o których nie wspominałem, ale którzy również starali mi się pomóc. Może niewiele im się udało, ale przynajmniej stanowili dobry początek do stworzenia Piekła na Ziemi!

LARP naprawdę przedni. Pomimo mojej zupełnej porażki grało się świetnie – po raz kolejny brawa dla Fenrana. O drobnych wpadkach technicznych pisałem na forum i tam o nich dyskutowaliśmy, więc nie będę tego tu powtarzał. Wiem, że Fenran będzie prowadził Saligię raz jeszcze na konwencie w Trójmieście, więc nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć powodzenia.

PS: Podziękowania dla wszystkich grających za świetną zabawę! I tu należy się jeszcze pochwała za stroje – szczególnie dla Umbry, Procenta i jeszcze Samalaia, Kyre i Lilian. Bez tych charakteryzacji LARP pewnie wiele by stracił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *